Gazeta Wyborcza

Wyślij link znajomemu

Po diabła przenosimy biurokrację do internetu?

Wywiad Przemysława Poznańskiego z Tomaszem Kulisiewiczem

Tomasz Kulisiewicz:  …. od 2001 r. mamy art. 220 kpa, w którym jest wyraźnie zapisane, że jeżeli administracja chce coś o mnie wiedzieć, to niech sobie najpierw sprawdzi sama u siebie, a nie żąda za każdym razem zaświadczenia. Od czerwca 2010 r. miała to sprawdzać także elektronicznie w innych urzędach. Taki przepis istnieje!

Przemysław Poznański: Ale nie działa. Sam musiałem jakiś czas temu złożyć w urzędzie gminy dokument, który dwa dni wcześniej w tym samym urzędzie odebrałem…

Tomasz Kulisiewicz: Przez niemal sto lat, od czasów cara Mikołaja II, kanclerza Bismarcka i miłościwie nam panującego cesarza Franciszka Józefa, administracja przyzwyczaiła się, że musi być bumaga z pieczątką, nawet jeśli ma ją wystawiać sama sobie. A może nie ma pieniędzy, by połączyć systemy komputerowe w różnych urzędach? Dlatego po dwóch latach od naszej poprzedniej rozmowy ciągle robimy za bioniczną sieć między biurkami urzędników.

Nawet na ePUAP-ie mamy taką procedurę e-administracji: wniosek o wydanie zaświadczenia potwierdzającego dokonanie opłaty za korzystanie z zezwoleń na sprzedaż napojów alkoholowych. Udostępnia ją pięć urzędów w Polsce, wymagane dokumenty to wniosek oraz dowód wniesienia opłaty. Ktoś by naiwnie pomyślał, że obowiązuje prawo bankowe i urzędom nie trzeba odrębnego 'zaświadczenia potwierdzającego dokonanie opłaty’.

Przemysław Poznański: A spis powszechny? W tym roku po raz pierwszy przez internet!

– Doceniam wysiłek GUS-u, ale nie czuję się oszołomiony nowoczesnością. Dziewięć krajów w Europie – m.in. Słowenia i Austria – robi tzw. rejestrowe spisy powszechne. Po prostu Wielki Statystyk Kraju mówi: 'A teraz nadchodzi czas spisu’, wciska guzik enter i na ten dzień ściąga dane o obywatelach z rejestrów administracji.

Wracamy do tego samego – administracja ma 95 proc. danych o nas: urząd wie, że kupujemy mieszkanie, płacimy podatki, kupiliśmy samochód, że rodzi nam się dziecko. Dania pierwszy spis rejestrowy zrobiła w 1981 r.! I już nie zawracają obywatelom głowy, robiąc tylko dodatkowe badania na próbach reprezentatywnych. Według GUS-u ostatni tradycyjny spis w Finlandii w 1980 r. kosztował równowartość 6 euro na osobę, a 'rejestrowy’ spis w 2000 r. – tylko 20 eurocentów. U nas – mimo że administracja ma dane – każe się obywatelom wypełniać formularze przez internet i nazywamy to nowoczesnością…

 

(Przemysław Poznański, Gazeta Wyborcza 31 sierpnia 2011)