Telekomunikacja – komentarz Audytela na temat sytuacji na rynku (czerwiec 2013)
Budowa sieci szerokopasmowych wspierana unijnymi środkami nareszcie przechodzi z etapu gromadzenia i produkowania papierów (koniecznie podpisywanych niebieskim długopisem!) do realnych inwestycji: kopania rowów, układania światłowodów, stawiania masztów. Na szczęście inwestycje małych i średnich operatorów nie budzą takich emocji społecznych jak poszukiwania gazu łupkowego.
Od trzech lat działa megaustawa, ale mimo szczegółowych regulacji określających m.in. do kogo należy drewno pozyskane z wycinki drzew i krzewów, nadal budować nie jest łatwo. Wśród budowniczych sieci panuje utrwalona doświadczeniem opinia, że technicznie dałoby się podłączyć 10 tysięcy mieszkańców miejskich osiedli-blokowisk w 3 miesiące, ale papierów potrzebnych do tego nie da się zebrać nawet przez 3 lata. Obecnie więcej sieci buduje się na terenach pozamiejskich, więc operatorzy i inwestorzy mają inny problem: jeśli na trasie światłowodu jest ciek wodny – wszystko jedno, czy rów melioracyjny, czy jedna z naszych głównych rzek – to łatwiej byłoby ów rów czy rzekę po cichu zasypać, niż pozbierać wszystkie zgody i zezwolenia potrzebne do jej legalnego przeskoczenia światłowodem. Jeden z szefów dużego projektu regionalnej sieci szerokopasmowej apelował na kwietniowym Krajowym Forum Szerokopasmowym o jak najszybszą elektronizację podkładów geodezyjnych, bo z przybliżonych obliczeń wyszło mu, że samo tylko powielanie map potrzebnych do zebrania wszystkich pozwoleń będzie kosztowało 7 mln złotych. Dałoby się za to zbudować kilometry światłowodu, ale na razie trzeba te pieniądze wydać, żeby było gdzie przybić urzędowe pieczątki.
Mimo tych kłopotów sieci jednak powstają. Inwestorzy mają nadzieję, że nie będą musieli zasypywać rzek, a ich samych już nie będą zasypywać papiery z pieczątkami. A kiedy sieci już wreszcie zaistnieją, może wreszcie uda się zasypać kilka luk, tym razem cyfrowych: między dużymi miastami a wsiami, między pokoleniem 16-24 a pokoleniem 60+, między tymi, którzy żyją w Sieci, a tymi, którzy nie mają pojęcia, do czego by im się owa Sieć miała przydać.
Natomiast operatorzy „komercyjni” dobrze wiedzą, do czego mogą im się przydać budowane mozolnie sieci, zwłaszcza te, w których budowę zaangażowane są bezpośrednio samorządy. Sieci regionalne i powiatowe oraz potrzeby ich użytkowników to nie tylko ruch w sieciach szkieletowych, ale także szansa dla tych „komercyjnych” na zaoferowanie usług utrzymania, zarządzania, konserwacji i przyszłej rozbudowy. Dlatego uważnie przyglądają się postępom prac swoich niby konkurentów, nie tylko ich nie zwalczając, ale licząc na nich jako hurtowych odbiorców usług.