Diagnoza jest, co z terapią?

Wyślij link znajomemu

Komentarz Audytela na temat sytuacji na rynku telekomunikacyjnym – sierpień 2012.

ITU, Międzynarodowy Związek Telekomunikacyjny, to instytucja o ogromnych zasługach i bogatej przeszłości. Jako Międzynarodowy Związek Telegraficzny istnieje od 1865 r., jest jedną z najstarszych organizacji międzynarodowych na świecie – powstał o dekadę wcześniej, niż Powszechny Związek Pocztowy czy Międzynarodowe Biuro Wag i Miar. W 1934 r. zmieniono nazwę na dzisiejszą.

Specjaliści ITU zawsze dobrze wiedzieli, na czym się skupić w danej chwili. Wystarczy spojrzeć na tematy rekomendacji po tegorocznej Światowej Konferencji Radiokomunikacyjnej (WRC-12): identyfikacja w radiokomunikacji morskiej, systemy ratunkowego pozycjonowania satelitarnego, interferencje usług satelitarnych z instalacjami radioastronomicznymi, dynamiczny wybór częstotliwości w paśmie 5 GHz, ochrona lotniczych systemów radionawigacyjnych w paśmie 1 GHz, propagacja dyfrakcyjna, zasady obliczania zapotrzebowania na pasmo.

Z ostatnich lat pamiętam tylko jedną drobną wpadkę szacownej organizacji: ktoś z ITU wspomniał, że transmisja HSPA to też 4G. Skwapliwie podchwyciły to agencje PR operatorów, ale ITU zaraz przypomniało, że prawdziwe 4G to LTE-Advanced oraz WirelessMAN-Advanced (IEEE 802.16m), wybrane spośród kilku rozwiązań technicznych przygotowywanego standardu IMT-Advanced.

Niedawno ITU przedstawiło do konsultacji propozycje tzw. ITR-ów – Międzynarodowych Regulacji Telekomunikacyjnych, czyli zbioru definicji i reguł postępowania. Poprzednie ITR-y uchwalone zostały w 1988 r. na konferencji ITU, która nosiła znamienną nazwą World Administrative Telegraphy and Telephone Conference. Od 1988 r. „trochę” się w komunikacji elektronicznej zmieniło i od pewnego czasu w kręgach ITU przebąkiwano, że skoro już nie trzeba regulować telegrafii (czy ktoś jeszcze pamięta, co to jest telegrafia?), to może warto się wziąć za Internet. W propozycjach nazwanych Draft of the Future ITRs pojawiły się więc odniesienia do zarządzania systemem IP. Dziś adresami IP oraz nazw domenowych zajmuje się ICANN, organizacja non-profit zarejestrowana w Kalifornii. Kiedyś legitymację ICANN do regulowania Internetu mocno na świecie kontestowano zarzucając, że ICANN jest przejawem „amerykańskiego imperializmu internetowego” nie dopuszczając do głosu nikogo poza Amerykanami, że z jednej strony chce zarabiać na reszcie świata, a z drugiej – jest powiązana z Departamentem Handlu USA. W ostatnich latach ICANN „odciął pępowinę” od administracji USA i otworzył się na udział innych krajów, a obecnie wspólnie z krajowymi rejestratorami prowadzi skomplikowaną operację transpozycji całego internetowego świata z IPv4 na IPv6.

ITU z niektórymi propozycjami wyskoczyło jak Filip z konopi, a w innych miejscach pozostawiło regulacje z czasów telegrafii. Zgłoszone przez CEPT wspólne stanowisko europejskie nie jest entuzjastyczne (delikatnie mówiąc) – organizacja administracji poczty i telekomunikacji 48 krajów europejskich wytyka ITU z jednej strony niespójność lub niezgodność z porozumieniami Światowej Organizacji Handlu oraz regulacjami unijnymi, z drugiej – utrzymywanie przestarzałych zasad wzajemnych rozliczeń, pochodzących z czasów, kiedy decydowały o tym ministerstwa łączności krajów członkowskich (w propozycjach ITR pozostała jeszcze sztuczna waluta rozliczeniowa SDR), a z trzeciej – wykraczanie poza neutralność technologiczną, a nawet wtrącanie się w kwestie podatkowe. Po trudnych doświadczeniach z ACTA na zimne dmucha też nasze Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji. Oczywiście popiera wszystkie propozycje dotyczące zwiększenia bezpieczeństwa Sieci, wzmocnienia ochrony konsumentów, mediacyjnego rozstrzygania sporów, zachowania neutralności technologicznej, prawa operatorów telekomunikacyjnych i dostawców usług do wolności rozwiązań i wolności w świadczeniu usług. Jednak MAiC sprzeciwia się rozszerzeniu zakresu obowiązywania ITR na kwestie organizacji światowego Internetu. Sprzeciw budzą też propozycje rozszerzenie reguł na operatorów (do tej pory ITR-y dotyczyły tylko państw-sygnatariuszy), a przede wszystkim przymusu stosowania ITR-ów zarówno przez państwa członkowskie ITU, jak i przez dostawców usług (do tej pory można było przystąpić do traktatu, ale nie było obowiązku).

Na uruchomionym przez Radę ITU forum dyskusyjnym na razie nie widać skaczących zgodnie tłumów. Wśród nielicznych wypowiedzi jest tam zdanie znanego australijskiego analityka, który zwraca uwagę, że z Internetu korzysta 1/3 światowej populacji, że jest to bilionowy biznes, ale także pole cyberwalki, że niektórzy chcą zwiększyć kontrolę w celu ochrony przed złem, inni – tylko i wyłącznie w celu ochrony interesów własnego biznesu lub własnej władzy. Natomiast społeczność internetowa chce Sieci wolnej od jakiejkolwiek ingerencji państwowej czy międzynarodowej.

Jest to diagnoza trafna i zwięzła, z którą na pewno można się zgodzić. Pytanie brzmi jednak: jaka ma być terapia? Konsylium na grudniowej konferencji ITU w Dubaju będzie miało nad czym dyskutować.