Telekomunikacja – komentarz Audytela na temat sytuacji na rynku (maj 2013)
Operatorzy telekomunikacyjni od dłuższego czasu mają kłopot z dostawcami usług nazywanymi OTT (Over-The-Top), czyli wszystkim, którzy są z „innej bajki”, a którzy wciskają im się na telekomunikacyjne poletko drzwiami, oknami i kominem.
Działania nie na swoich obszarach nie są niczym nowym, także dla wspomnianych operatorów. Oni też wciskają się, gdzie tylko mogą – bo czasy niełatwe, maleją przychody z dziedzin traktowanych zawsze za podstawowe, więc trzeba szukać także gdzie indziej. Choć póki co zdecydowaną większość pieniędzy dostarcza operatorom łączność głosowa, dla której w ogóle powstali, to jednak już od początku telefonii pod ścianami przemykali się jacyś OTT. Można nawet do nich zaliczyć samego Grahama Bella, z zawodu logopedę i nauczyciela muzyki.
Swoista równowaga sił i symbioza panuje między operatorami usług łączności a bankowcami. Z nielicznymi wyjątkami banki nie pchają się do świadczenia usług telekomunikacyjnych, dużo chętniej korzystając z operatorów umożliwiających im obsługę klientów przez telefon i Internet. Także operatorzy nie rzucają się do zastępowania banków (z wyjątkiem płatności mobilnych, co w kilku krajach afrykańskich udało im się tak bardzo, że nieoczekiwanie dla siebie zaczęli pełnić niemal rolę banku emisyjnego). Chętniej wchodzą teraz w buty inkasentów opłat za energię elektryczną i gaz, licząc po cichu na to, że jak się na tym rynku zadomowią, to trudno ich będzie stamtąd wygonić, kiedy zacznie się instalacja „sprytnych liczników”.
Więcej zamieszania z OTT jest w medialnej części rynku komunikacji elektronicznej. Dostarczania treści telewizyjnych i multimedialnych próbują niemal wszyscy. Niektórzy operatorzy nawet je sami produkują, a więc są OTT na rynku telewizyjnym. Dostosowują się w ten sposób do nowych sposobów konsumpcji mediów, zwłaszcza do zwyczajów grupy wiekowej 16-24, której członkowie muszą być już podłączeni zawsze i wszędzie i którzy już nie konsumują mediów tak, jak się to robiło dawniej: według sztywnej ramówki ustalonej przez nadawcę. Potencjalnie najlepszą pozycję będzie miał na polu Nowych Mediów medialno-komórkowy konglomerat CP, kiedy już zacznie wykorzystywać swoje imponujące zasoby do działań w charakterze OTT w obie strony: jako producent treści na rynku łączności i jako operator na rynku medialnym.
Tradycyjni nadawcy europejscy już pospieszyli z „donosem” do Brukseli: oni są regulowani na wszystkie strony, muszą propagować wartości europejskie i zasady wolności mediów, chronić dzieci, zapewniać dostępność treści dla osób niepełnosprawnych, a tymczasem telekomunikacyjni i internetowi OTT niczego nie muszą i nikt ich na rynku medialnym nie reguluje. Komisja Europejska rozpoczęła więc dyskusję na temat konwergencji mediów oraz integracji audiowizualnej, w tym także ewentualnych nowych zasad regulacji i nowych regulatorów, do sierpnia br. zbiera opinie na ten temat.
A dziś bywamy celem zupełnie nieoczekiwanej integracji medialnej, którą dawniej nazywano owczym pędem. Już nie wiem, gdzie się schować np. przed wiadomością, że jedno z lotnisk regionalnych nie będzie mogło przyjmować najpopularniejszych samolotów pasażerskich, bo jego pas startowy ma tylko 2 000 metrów długości. Ta hiobowa wieść przetacza się dziś od rana przez wszystkie stacje radiowe, od ekonomicznych po zupełnie rozrywkowe. Mogę w ciemno obstawiać, że przykrótki pas startowy zobaczę też we wszystkich głównych wydaniach wiadomości telewizyjnych wszystkich większych nadawców. Aż się boję otworzyć moją pocztę elektroniczną…