Komentarz Audytela na temat sytuacji na rynku telekomunikacyjnym – marzec 2013.
Komisja Europejska przygotowuje zmiany pochodzących z lat 1995-2002 (a więc z poprzedniej epoki) regulacji dotyczących ochrony prywatności w komunikacji i handlu elektronicznym. Zapowiadane zmiany to harmonizacja zasad ochrony danych osobowych na terenie całej Unii, umożliwienie ich przeniesienia od jednego usługodawcy do drugiego w przypadku zmiany usługodawcy, rozszerzanie reguły, że dane przetwarzane są na podstawie wyraźnej, a nie tylko domniemanej zgody ich właściciela. Propozycja chyba najtrudniejsza w realizacji to „prawo do bycia zapomnianym”. Znana nam m.in. z regulacji roamingowych Viviane Reding, obecnie komisarz ds. sprawiedliwości, praw podstawowych i obywatelstwa, proponuje wprowadzenie nowych przepisów w formie rozporządzenia, które obowiązuje wszystkie kraje UE (bez konieczności implementacji ich w aktach krajowych). Natomiast przepisy dotyczące danych osobowych, przetwarzanych w celach zapobiegania przestępczości i w działaniach wymiaru sprawiedliwości, mają przyjąć formę dyrektywy.
Z badania Eurobarometru wynika, że tylko ok. 20-25% uczestników handlu elektronicznego oraz sieci społecznościowych uważa, iż ma kontrolę nad tym, co się dzieje z ich danymi, zaś 70% podejrzewa, że ich dane wykorzystywane są przez firmy do innych celów, niż do tych, do jakich zostały im udostępnione. Niemal 75% ankietowanych uważa jednak, że udostępnianie danych o sobie jest już nieodłączną częścią życia w naszych czasach. Firmy, zwłaszcza małe, obawiają się nadmiernych obowiązków i wynikających z nich obciążeń administracyjnych, jakie im narzucą nowe regulacje. Według ocen KE wprowadzenie jednolitych ram prawnych oraz reguły One-Stop-Shop, według której „jednym okienkiem” dla firm w sprawach ochrony danych będzie inspektor ochrony danych osobowych w kraju, w którym firma ma główną siedzibę, ma przynieść biznesowi oszczędności rzędu 2,3 mld EUR rocznie. W Brukseli i Strasburgu trwa już forsowny lobbing (raczej nie w interesie małych firm), bo jest o co walczyć.
Operatorzy telekomunikacyjni wiedzą o nas sporo, do przechowywania niektórych danych są zresztą zobligowani ustawowo. Ostatnio zajmują się także sprzedażą gospodarstwom domowym energii elektrycznej i gazu. Sięgając do przykładu Węgier (często ostatnio przywoływanych, choć zupełnie w innym kontekście): w czwartym kwartale ub. roku już ponad 2,6% przychodów Magyar Telekomu pochodziło z takiej działalności. U nas przymierza się do takich działań Orange. Tymczasem w dostarczaniu energii elektrycznej konsumentom zbliża się rewolucja inteligentnych liczników, które też będą o nas wiedzieć sporo i które już budzą obawy. Wątpliwości rozciągają się od tego, że ktoś będzie wiedział, kiedy jesteśmy w domu, a kiedy nie (a jeśli tym kimś będzie przestępca, który zanim włamie się do nas, najpierw włamie się do sieci operatora systemu liczników?) po pytanie: a po co ktoś ma wiedzieć, kiedy włączam pralkę, kiedy ekspres do kawy, kiedy komputer, a kiedy telewizor? Ponieważ dane pomiarowe można powiązać z konkretnym odbiorcą, a przynajmniej z jego gospodarstwem domowym i przy ich użyciu tworzyć szczegółowe profile, więc pojawiają się opinie, by uznać je za dane osobowe, a nawet dane wrażliwe. Konieczność prawidłowego uregulowania kwestii prywatności i ochrony danych pomiarowych podkreślają europejscy inspektorzy ochrony danych działający w Grupie roboczej art. 29. GIODO wystąpił do Ministra Gospodarki o uwzględnienie tej problematyki w pracach nad projektem Prawa energetycznego.
Choć w odróżnieniu od USA u nas nie można legalnie posiadać automatycznego karabinu szturmowego, to na pewno wyważone regulacje powyższych kwestii są nam potrzebne, by uniknąć takich przypadków, jak w ub. roku w Teksasie, gdzie krewka właścicielka domu pod groźbą użycia broni długiej zmusiła do odwrotu instalatora inteligentnego licznika.